|
Podobno Prąd długo pracował, by osiągnąć poziom twórczości, z którego byłby zadowolony, a swoje wczesne nagrania woli na zawsze ukryć przed światem. Po ponad sześciu latach istnienia wreszcie opublikował w internecie 5-utworowe EP, którego raczej nie będzie się już wstydził i po którym mógł się śmiało wziąć za pełny album. "Lot" pod względem stylistycznym nie miał być jednak tylko kopią swojego stonerrockowego poprzednika. Choć dzieło zostało nagrane w 2017 r. w profesjonalnym studiu, po wejściu wokalu w otwierającym album "Wstrząsie" słuchacz może mieć wrażenie, że to jakaś zasłużona polska kapela post-punkowa z lat 80. - trochę Brygada Kryzys, trochę wczesny Kult, trochę Siekiera z okresu "Nowej Aleksandrii" - rejestrująca swe utwory tam i wtedy, gdzie i kiedy może, a nie tam i wtedy, gdzie i kiedy chce. Brzmienie nisko nastrojonych gitar zdradza jednak, że muzycy słyszeli też wykonawców w rodzaju Kyuss, a po kilku minutach okazuje się, że "gardłowemu" obcy nie jest również black metal. Chłopaki trzymają się takiej mieszanki już do końca. Jest tu trochę psychodelicznego hard rocka z gitarowymi odlotami, dominują brzmienia przestrzenne i mroczne, są też cięższe fragmenty. Całość utrzymano w tempach średnio-powolnych, nie idzie za tym jednak monotonia pod względem rytmicznym. Sekcja nieraz wychodzi przed gitary i urozmaica kompozycje, jak chociażby w "Próżni" i na początku "Sojuzu". Na przeciwnym biegunie jest "Elektro", w którym bębny pracują bardzo prosto, wręcz topornie. Mimo wszystko utwory, trwające średnio po siedem minut, trochę się dłużą. Brakuje w nich więcej zwrotów akcji w rodzaju maniakalnych krzyków pod koniec "A7 Terra-Luna". Taką upragnioną perełką jest wieńczący album "Jurij Gagarin" - przekładaniec niszczycielskich kanonad bębnów i jazgotu gitar z jazzowo-rockowymi rytmami w pierwszej zwrotce i melodeklamacjami kojarzącymi się raczej ze Świetlikami, z płynną zmianą tempa i doomowo-blackowym walcem w finiszu. Tu zespół najlepiej pokazał swój potencjał i szkoda, że nie robił tego częściej. Na albumie znajdą coś dla siebie fani różnych gatunków. Najwięcej słychać tu skrzyżowania polskiej nowej fali z amerykańskim stoner rockiem, jest też odrobina space rocka. Nie znalazłem natomiast pełnych tekstów utworów, a przy wokalu brzmiącym, jakby dochodził z oddali, przydałyby się. Te parę wersów wewnątrz okładki, otoczonych psychodelicznymi grafikami zdającymi się nawiązywać do "2001: Odysei kosmicznej" Kubricka, to za mało. Szczególnie irytuje mnie to w przypadku "Jurija Gagarina", którego słowa kojarzą mi się z "Rezerwą" Piersi, przez co przy każdym odsłuchu mam ochotę te dwa utwory dokładniej porównać. Mając w pamięci wcześniejsze EP, można odnotować w stosunku do niego
postęp, pogratulować muzykom wszechstronności i z ciekawością wyczekiwać,
co pokażą w przyszłości - chociaż niestety na nowszym dziele czuć mniej
ognia. W nawiązaniu do tytułu: jest to lot z przygodami, ale nie pokaz
akrobacji. Piloci starają się spokojnie przeprowadzić maszynę przez najgorsze,
przeczekują turbulencje i cieszą się, gdy wokół panuje kosmiczna cisza.
Jest to dojrzałe, ale chyba nie do końca przemyślane. |